Spóźnione, bo zawsze coś było "nie halo" - a to aparat, a to komputer, a to inne coś się przyplątało, ale w końcu się udało :-)
Przedstawiam Państwu Szwedzkie pierniczki Pepparkakor. Tadaaaam! Dla jasności - w Szwecji nigdy nie byłam, takowych nawet kupionych w Polsce nigdy nie jadłam, więc na ile są one zgodne z oryginałem w smaku - nie znaju. Poznałam je na
CinCinie. Dziewczyny zachwalały, to se wzięłam i zrobiłam. Osobiście za piernikami nie przepadam, ale te, muszę przyznać, że są dobre :-)
Składniki:(podaję takie jak na w/w forum, bo robiłam identycznie)- 200 ml wody,
- 200 ml melasu (złotego) - u mnie był miód,
- 425 gr cukru brązowego,
- 250 gr masła,
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
- 2 łyżeczki zmielonych goździków,
- 2,5 łyżeczki zmielonego cynamonu,
- 2 łyżeczki zmielonego imbiru,
- 1,5 łyżeczki pieprzu,
- 1 kg maki.
Pierwszego dnia wieczorem wodę podgrzałam z cukrem, miodem, przyprawami i masłem. (właśnie odkryłam, że w oryginalnym przepisie nie ma pieprzu, a ja w swoich na 100% miałam, bo jak to pieprzne pierniki bez pieprzu? ;-)). Ciepłą masę wylałam na wymieszaną z proszkiem do pieczenia mąkę i wszystko porządnie wygniotłam. Na noc ciasto trafiło do lodówki. Jest trochę lepkie, ale przez noc ładnie tężeje.
Z rana ciasto rozwałkowałam i wycinałam foremkami. Rozwałkować należy dość cienko, 2-3 mm. Powycinane formy kładłam na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i lądowały w piekarniku nagrzanym do ok. 160-170 stopni na ok. 5 minut (do lekkiego zrumienienia).
Wykładałam na kratkę, a po ostudzeniu ruszyłam ku przygodzie "radosna twórczość lukrowania" :-)

Część ciastków wyruszyła do innych domów :-)